niedziela, 26 stycznia 2014

Najedzeni Fest! Karnawał (Kraków) - relacja


Za oknem ponad dziesięć stopni mrozu, na ziemi zwały śniegu i nikomu nie uśmiecha się wychylać nosa z domu. Czy na pewno? Na karnawałowej edycji festiwalu odbywającego się w krakowskim Forum pojawiły się tłumy. To mój pierwszy raz na Najedzeni Fest! - wiedziałam tylko, że powinnam spodziewać się ścisku, ale to, co się działo, przerosło moje oczekiwania :) Zbyt duża ilość ludzi w stosunku do przestrzeni była pewnym mankamentem - trudność sprawiało przemieszczenie się z miejsca na miejsce. Ta niedogodność nie zmienia jednak faktu, że wydarzenie jest naprawdę wyjątkowe i z całą pewnością pojawię się na jego przyszłej edycji. Swoje stoiska zaprezentowało ponad sześćdziesięciu wystawców - to naprawdę imponująca liczba! Mimo najszczerszych chęci nie dało się spróbować wszystkiego - pozostaje tylko czekać na kolejny raz :)
Na wejście specjalność HAMSA hummus&happiness - hummus pietruszkowy. Naprawdę smaczny, lecz nie wywołał mojego zachwytu. To moje drugie podejście do hummusu, po którym mam mieszane uczucia. Może jeszcze nie trafiłam na 'ten' jedyny... :)



 

Następna propozycja pochodziła ze stoiska Gotowanie z pasją. Tarta z kaszą gryczaną i pieczarkami. Połączenie całkiem udane, idealne dla zwolenników swojskich smaków. Myślę, że na ciepło smakowałaby jednak jeszcze lepiej :)



Czas na Sushiro. Nie jestem znawcą sushi, acz propozycja naprawdę smaczna. Trzy dowolne krążki w cenie 5 zł, a całość tworzona na naszych oczach.





Według mnie ścisła czołówka - Zielony Talerz. Wegańskie, naturalne słodkości i ciekawy, estetyczny sposób podania! Mój wybór - tofurnik z capuccino (zdjęcie trzecie). Nietypowa tekstura, ale naprawdę dopracowany smak. I. zdecydował się na torcik z galaretką z coca-coli i owocami. W ofercie pojawiają się m.in. tofurniki z jagodami, orzechami, i wiele, wiele innych. Kreatywność i sposób wykonania naprawdę godne podziwu :)





Dla kontrastu udajemy się do raju mięsożerców;) Każdy ze stojących przed budynkiem food trucków wygląda kusząca, ale decydujemy się na Salt&Pepper. Zamawiamy przekrojonego na pół burgera Avo - potężny kawałek wołowiny, panierowane avocado, nachos, sos i warzywa. Burgery chyba nigdy nie będą moimi ulubieńcami, ale i tak - to naprawdę mocna pozycja! Kompozycja jest całkiem intrygująca.





Stoisko Book me a cookie - kolejny faworyt. Cieszy nie tylko oko - sernik czekoladowy jest cudowny i bardzo, bardzo puszysty! Proste smaki w najlepszym wydaniu :)



Sok pietruszkowy (Eat&Fit). Zdrowy i przepyszny :)







Tarty od BonJour CaVa. Wzięłam na wynos ostatnią, malinową z gorzką czekoladą. Fantastyczny duet... :)

Na koniec jeszcze kilka fotografii stoisk, które wpadły mi w oko. Byle do następnego razu! :)























  

środa, 22 stycznia 2014

Zupa krem z marchewką, imbirem i pieczoną papryką

Marchewka w drugiej odsłonie - tym razem obiadowej. Wracając do domu po intensywnym dniu, gdy pogoda za oknem nie sprzyja, marzę o tym, żeby zjeść coś rozgrzewającego. Miska gorącego bardzo gęstego i sycącego kremu z marchewki sprawdza się idealnie - tym bardziej, jeśli jej smak podkręcony jest szczyptą imbiru... Do całości dodałam również pieczoną paprykę, dla której udało mi się znaleźć też drugie, równie pyszne zastosowanie. Ale o tym kiedy indziej. :)


Zupa krem z marchewki, imbiru i pieczonej papryki
luźna inspiracja
- przepis na dwie duże porcje, lub trzy mniejsze

1 łyżka masła
1 średnia cebula
300 g marchewki
1 duża pietruszka + natka do dekoracji
1,5-2 łyżeczki imbiru
1 łyżeczka skórki otartej z pomarańczy
1 czerwona papryka
370 ml bulionu
sól, pieprz
+ opcjonalnie 1-2 łyżki kwaśnej śmietany

Paprykę kroimy na 3-4 dość spore kawałki i zapiekamy w piekarniku przez około 25-30 minut w temperaturze 200 stopni Celsjusza. Obieramy ze skórki i kroimy na kawałki. Marchewkę i pietruszkę obieramy i siekamy w plasterki.
W garnku rozpuszczamy masło, dodajemy pokrojoną na drobno cebulę i gotujemy do czasu, aż zmięknie. Dodajemy marchew, pietruszkę, paprykę i gotujemy przez 12-15 minut, mieszając od czasu do czasu. Dodajemy bulion, imbir i skórkę z pomarańczy (opcjonalnie także posiekaną natkę pietruszki). Gotujemy przez około pół godziny, aż warzywa zmiękną. Gotową zupę miksujemy blenderem na krem, dodajemy sól i pieprz do smaku. Jeśli preferujemy rzadszą konsystencję, możemy dodać więcej bulionu lub 1-2 łyżki kwaśnej śmietany. Podawać z natką pietruszki lub grzankami.



sobota, 18 stycznia 2014

Muffiny marchewkowe z serowym nadzieniem

Tym razem marchewka w dwóch odsłonach. Zacznę od słodkiej, do której przekonała mnie Dż. Zamiast klasycznego ciasta marchewkowego, moja interpretacja - połączenie marchewki na słodko z serem. Lubię, gdy muffiny nie mają jednorodnej tekstury, dlatego zawsze dodaję do nich kawałki owoców, czekolady, lub nadzienie. Użyłam (i Wam również polecam) serka typu włoskiego. Przypomina on nieco ricottę, w Lidlu można go kupić w takich opakowaniach, w innych sklepach jako serek Capri. Jest on co prawda bardziej tłusty niż zwykły twaróg, za to sprawia, że masa serowa jest zdecydowanie delikatniejsza. Muffiny są proste w przygotowaniu, nieco piernikowe, a na dodatek mają kawałek sernika zatopiony w środku... czego chcieć więcej o tej porze roku? :)

Muffiny marchewkowe z serowym nadzieniem
przepis na około 20 niewielkich muffinów

2 szklanki startej marchewki (około 280 g)
 
130g roztopionego masła
3 duże jajka
1 białko
100 g cukru
1 3/4 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka przyprawy do piernika
pół łyżeczki imbiru
+ mleko
opcjonalnie: rodzynki, orzechy, ekstrakt waniliowy

140g serka typu włoskiego
1 żółtko
3 płaskie łyżeczki cukru waniliowego

Przesiać mąkę wraz z proszkiem i sodą, wymieszać z cukrem i przyprawami. Dodać składniki mokre i startą na tarce marchewkę, wymieszać do połączenia się składników (nie dłużej!). Jeśli ciasto będzie zbyt suche, dolać odrobinę mleka.
W osobnej misce utrzeć serek wraz z żółtkiem i cukrem. Do foremek nakładać ciasto tak, aby przykryło spód, następnie łyżeczkę masy serowej i przykrywać ją kolejną warstwą ciasta. Piec w temperaturze 180 stopni Celsjusza przez 25-30 minut.

wtorek, 14 stycznia 2014

Da Lorenzo (Bochnia)

Bochnia, miasto, które leży co prawda blisko mnie, lecz z reguły jest mi tam nie po drodze. Tym razem mieliśmy tam z I. kilka załatwień, co dodatkowo sprawiło, że nabraliśmy ochoty na dobrą kolację :) Miejscowość nie obfituje w kulinarne atrakcje, aczkolwiek jedno miejsce zwróciło naszą uwagę. Da Lorenzo figuruje na pierwszym miejscu rankingu Tripadvisor jako restauracja serwująca kuchnię włoską. Lokal jest nieco oddalony od centrum miasta, znajduje się w budynku przypominającym na pierwszy rzut oka coś na kształt willi ;) Umieszczona na piętrze część restauracyjna okazuje się nieco zatłoczona, zatem decydujemy się na zajęcie miejsca na parterze - w sali przystosowanej pod bar. Zaznaczyć jednak trzeba, że nie ma ona wiele wspólnego z obskurnym pubem - panuje przyjemny półmrok i względny spokój :) A co z kartą? Restauracja prowadzona jest przed rodowitego Włocha, który ze swojej ojczyzny sprowadza składniki takie jak sery, mięsa, pomidory i wiele innych. Dzięki temu możemy zasmakować autentycznej kuchni tamtego rejonu. Nie sądzicie, że w zalewie wszechobecnych pseudowłoskich restauracji taka propozycja brzmi naprawdę kusząco? :)

Obsługa jest całkiem przyjemna, dania pojawiają się na naszym stole stosunkowo szybko. Mój wybór padł na makaron tagliatelle (według karty wytwarzany na miejscu) z sosem śmietanowym, serem gorgonzola, szparagami i szynką speck, a to wszystko zwieńczone posypką z parmezanu.



I. decyduje się na mięso. Jego kurczak polany jest sosem przyrządzonym na podobną modłę, jak mój, do tego również kawałki specka i kilka kluseczek gnocchi.



Wydawać by się mogło, że to połączenia składające się z kilku prostych składników, ale możecie mi wierzyć, że piszę ten tekst niemalże z rozmarzeniem... Mojego tagliatelle nie śmiałabym nawet porównywać z kupnym. To chyba najsmaczniejsza odsłona włoskiej pasty, jaką kiedykolwiek wypróbowałam. Sos śmietanowo-serowy sprawia, że danie jest naprawdę syte i potęguje przyjemność płynącą z każdego kęsa :) Co do kurczaka - dość sceptycznie odnoszę się do filetów podawanych w całości bez panierki, z obawy przed tym, że będą one dość suche. Ten był przyrządzony perfekcyjnie - odpowiednio wypieczony, a przy tym idealnie soczysty. W połączeniu z sosem i szynką - poezja :)

Najlepsze jednak było dopiero przed nami... Na stół wkroczył deser, zaznaczony w menu jako specjalność Szefa Kuchni. Klasyczne włoskie tiramisu.



Najprawdziwsza wisienka na torcie. W prostocie tkwi siła - trudno o nim pisać, po prostu trzeba spróbować. Jedno z tych, którego wspomnienie będzie Was prześladować przez długi, długi czas... :)

Restauracja umożliwia również zakupienie włoskich produktów (m.in. szeroki wybór serów, szynek, suszone pomidory, oliwki) w swoim sklepiku. Pomiędzy stoiskiem a kuchnią od czasu do czasu przemyka sam Lorenzo :)


Da Lorenzo, chociaż niepozorne z zewnątrz, to prawdziwa perełka. Pozycja obowiązkowa dla tych, którzy chcieliby zasmakować autentycznej włoskiej kuchni :)
Da Lorenzo
ul. Windakiewicza 32a
Bochnia

Petto di pollo e gorgonzola(kurczak) - 24 zł
Tagliatelle asparagi - 25 zł
Tiramisu - 15 zł





sobota, 11 stycznia 2014

Ciasteczka półfrancuskie z płatkami migdałowymi

Przepis używany przeze mnie odkąd tylko pamiętam. Popularne ciasto półfrancuskie na bazie śmietany, z jedną nietypową modyfikacją - dodatkiem płatków migdałowych. Sprawiają, że ciasteczka mają ciekawszą teksturę i są przyjemnie chrupiące. Połączenie bardzo proste, lecz trudno się od niego oderwać :)

Ciasteczka półfrancuskie z płatkami migdałowymi

600g mąki
400g masła
8 łyżek śmietany
4 żółtka
trochę ponad 1/3 szklanki cukru
100-150g płatków migdałów
+cukier puder do posypania


Z masła, mąki, śmietany, żółtek i cukru zagnieść kruche ciasto. Dodać płatki migdałów i ponownie zagnieść - powinno być elastyczne, ale nie klejące. Włożyć do lodówki na minimum godzinę. Wykrawać foremkami kształty i ułożyć na blaszce. Piec w temperaturze 190 stopni Celsjusza do zrumienienia - około 15 minut. Gotowe ciastka obtoczyć w cukrze pudrze.

  

niedziela, 5 stycznia 2014

Tarta z konfiturą z czerwonej cebuli, pomidorkami, szynką i serem gorgonzola

Konfitury z czerwonej cebuli pierwszy raz spróbowałam na pizzy, w duecie z kozim serem. Składając zamówienie w restauracji, przez myśl przemknął mi koszmar z dzieciństwa - syrop z cebuli, lek na przeziębienie, który do dzisiaj wspominam ze wstrętem... Konfitura okazała się jednak jednym z moich najciekawszych kulinarnych odkryć - smak zaintrygował mnie na tyle, że zdarzało mi się już kilkukrotnie odtwarzać ją w domu. Świetnie pasuje do chleba, różnych mięs, komponuje się z niemal każdym rodzajem sera. Smakuje nawet osobom, które nie tykają się surowej cebuli.
Dzisiejsza propozycja to obiadowa opcja z wykorzystaniem tego francuskiego przysmaku :) Dodatek mąki pełnoziarnistej nie jest konieczny, ale sprawia, że ciasto jest przyjemnie chrupiące - i zdrowsze :)

Tarta z konfiturą z czerwonej cebuli, pomidorkami cherry, szynką i serem gorgonzola

Konfitura z cebuli:
przepis bazujący na klik


0,5 kg czerwonej cebuli
oliwa z oliwek/olej do smażenia
suszony tymianek do smaku
dwa małe ząbki czosnku
4 łyżki octu winnego
1,5 łyżki miodu
sól, pieprz do smaku

Cebulę kroimy w drobne wiórki, smażymy na oliwie do zeszklenia. Dodajemy sól, pieprz, czosnek, tymianek Gdy cebula zmięknie, dodajemy miód i ocet winny. Smażymy dalej na małym ogniu, aż odparuje.



Ciasto (na formę 28 cm):3/4 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
1 jajko
50g masła
3 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki śmietany
sól, pieprz
opcjonalnie: łyżeczka ziół prowansalskich lub suszonego tymianku

Ciasto wyrabiamy w misce, wylepiamy nim formę do tarty, nakłuwamy spód widelcem i odstawiamy na około godzinę do lodówki. Po upływie tego czasu podpiekamy spód przez 12-15 minut w temperaturze 180 stopni Celsjusza.

 


Farsz:konfitura z 0,5 kg czerwonej cebuli
6 pomidorków cherry
70g sera gorgonzola (mniej lub więcej wedle uznania)
50-70g suchej szynki



Na tartę wykładamy konfiturę i pozostałe składniki. Pieczemy 25-30 min w 200 stopniach Celsjusza.



środa, 1 stycznia 2014

Kruche pomarańczowe gwiazdki

W tym roku na Sylwestra upiekłam dwa rodzaje ciasteczek. Jeden z przepisów jest przeze mnie używany od dłuższego czasu - nim podzielę się w kolejnym wpisie. Drugi z nich okazał się bardzo udanym eksperymentem. Gwiazdki są wyjątkowo kruche, a jednocześnie dość miękkie. Aromat pomarańczy jest idealnie wyważony. Cieszyły się ogromnym powodzeniem - trudno poprzestać na tylko jednej... :)

Kruche pomarańczowe gwiazdki
(porcja na trzy blachy)

przepis bazujący na klik

200g masła (jedno opakowanie)
130g cukru pudru
1 pomarańcza średniej wielkości
3 żółtka + 1 żółtko do posmarowania (jeśli wolimy grubszą warstwę, można dodać trochę białka) 300g mąki pszennej
75g mąki ziemniaczanej
2 czubate łyżeczki proszku do pieczenia
+cukier do posypania

Dokładnie myjemy pomarańczę, wyciskamy z niej sok i ścieramy skórkę. W osobnym naczyniu mieszamy obie mąki i proszek do pieczenia.
Cukier ucieramy wraz z masłem na puszystą masę. Dodajemy sok i skórkę z pomarańczy, 3 żółtka i nadal miksujemy. Na końcu dodajemy wymieszane wcześniej składniki suche łyżka po łyżce, wciąż ucieramy. Gotowe ciasto wkładamy do lodówki na całą noc, lub (wersja dla niecierpliwych) przekładamy do woreczka foliowego i wkładamy do zamrażarki na minimum 3 godziny. Ten etap jest konieczny, by ciasto nabrało odpowiedniej konsystencji.
Po leżakowaniu w lodówce lub zamrażarce wałkujemy ciasto na grubość około 4-5mm. Wycinamy foremką gwiazdki i układamy na blaszce. Smarujemy żółtkiem i posypujemy cukrem wedle upodobań.
Pieczemy około 10 minut w temperaturze 200 stopni Celsjusza.